sobota, 18 maja 2013

1. THIS IS MY FAULT

 Siedzenie na ławce w parku, było nie tyle nużące co wkurwiające. Mój brat miał przyjść po mnie dobre kilkadziesiąt minut temu, jednak tego nie zrobił. Mógłby chociaż wystał pieprzonego sms'a. A on nic. Zazwyczaj to on się na mnie darł, kiedy nie wysłałam wiadomości. To jest niby sprawiedliwe tak? On może a ja nie? Przecież jest starszy tylko cholerne 1,5 roku!

FROM: Desmond  
Wracaj do domu. Spotkanie mi się przedłuża. Nie dzwoń,

Pewnie ,nie dzwoń. Łatwo mu mówić. Jak ja nie cierpię kiedy on pisze takie monosylabiczne smsy. Wstając z mojego dotychczasowego miejsca posiedzenia, zapięłam pod szyję moją skórzaną kurtkę i wcisnęłam ręce do kieszeni. Wymijałam kolejnych ludzi, zaciskając zęby. Wszystkim się kurwa śpieszy. Dwie osoby przykuły na tyle moją uwagę, że aż się zatrzymałam. Matka trzymająca swoją córkę na rękach prowadziła wózek z uśmiechem na ustach. To tak bardzo jest podobna do mojej mamy. Zginęła dokładnie tego dnia, tej samej godziny i w tym samym miejscu. Gdybym teraz dostała tych ludzi...nie wiem co bym im zrobiła. Pewnie nic zważywszy na to ,że jestem tylko słabiutką dziewczyną. Te skurwiele zastrzeliły ją w dzień moich urodzin, na moich oczach. Obraz tego zdarzenia będzie mnie prześladował do końca życia i o jeden dzień dłużej. Głęboka szrama ,pomiędzy wieloma płytszymi. Od tamtego czasu nic nie było takie samo. Obróciłam się przodem do jezdni. Przeszłam przez nią na pałę, pozostawiając po sobie jedynie głośne krzyki cholernie wkurzonych kierowców. Wcisnęłam na nos swoje Ray Bany i skręciłam w prawo. W czasie drogi powrotnej do domu towarzyszyło mi jedynie denerwujące uczucie. Rozdrapywanie ran jest głupie, ale to moja wina.

*Pół godziny później*

Doszłam wreszcie do starej fabryki, która od długiego czasu robiła za mój dom. Stał przed nim samochód, którego nie byłam w stanie rozpoznać. Żółty chevrolet camaro. Weszłam cicho do budynku i ruszyłam w kierunku salonu. rzucając po drodze na wieszak czarną kurtkę i ściągając z nóg skórzane Adidasy. Weszłam cicho do kuchni, a to kogo zobaczyłam wywołało we mnie mieszane uczucia. W szczególności rozczarowanie. Przy blacie stała Izzy dopijając ostatnie łyki coli. Puszkę rzuciła celnie do kosza, poprawiając  przy okazji przykrótką, jak dla mnie, koszulkę.
-Hey- uśmiechnęła się po chwili - co tam?
-Nic ciekawego - powiedziałam rozwalając się na kanapie. -Des znowu wystawił mnie do wiatru.
-Zrozum - Izzy zachowywała się jakby była moją siostrą, ale nie nie była. Jest moją najlepszą przyjaciółką. Jedyną przyjaciółką.
-Co zrozum? On...ostatnio ma mnie ciągle w dupie. Udaje się tylko na te swoje spotkania, a o wszystkim i wszystkich  zapomina. To jest normalne? - jęknęłam.
-Oczywiście, że nie. - zaczesała dłonią włosy - ale patrz na to z drugiej strony: wy nie jesteście normalni...
-Ha Ha Ha. No naprawdę bardzo śmieszne. Skończmy tą rozmowę- poprawiłam się na sofie. - Z innej beczki: co to za samochód przed fabryką?
-Co? - Izzy skierowała się w stronę okna - Nie wiem...od kiedy tu stoi?
-Dopiero przyszłam więc nie wiem. - Gdzieś w głębi domu rozległo się trzaśnięcie drzwi. Chwilę później ze schodów zeskoczył Ryan z uśmiechem typu Joker. Kiedy zauważył nasze niespokojne miny mruknął
-Co się stało? - naprawdę lubię Ryana ale jego bezustanny uśmiech w pewnych sytuacjach jest naprawdę irytujący.
-Nic - odparła Izzy - tylko jakiś samochód stoi przed fabryką.
Chłopak najpierw zaczął chichotać, a dopiero później przeszło to w śmiech.
-TO jest prezent dal Alex - wychrypiał kiedy wreszcie się uspokoił.
-Nie no a ty znowu o tym..
-Przepraszam cię bardzo - obruszył się - 19 lat obchodzi się tylko raz.
-Tak jak każde urodziny - wiedziałam ,że Ryan się ze mną droczy. Kiedy przychodził TEN czas w roku
on po prostu to robił. To taki rytuał. Prawdę mówiąc nigdy nie lubiłam jakby to ładnie ująć: rocznicy swoich narodzin. Nie z tego powodu ,że się starzeję, co właściwie mi nie przeszkadza. Dokładnie 16 lat temu moja mama umarła...ale o tym już wspominałam. I tylko o tym przypominały mi moje urodziny. - Mam ci przypomnieć, jakie wyrzuty mi robiłeś w twoje ostatnie urodziny??
Chłopak wywrócił oczami i westchnął teatralnie. Uśmiechnęłam się do niego podpierając podbródek.
-Żartowałem - dodał pokrótce -to mój nowy samochód. Dla ciebie mam coś innego... - odsłonił rząd równiutkich i białych zębów. Chłopak miał bzika na punkcie swojego wyglądu, co szczerze mówiąc wyszło mu na dobre.
-Chryste nie żartuj sobie ze mnie-powiedziałam przygryzając wargę. Sama świadomość niespodzianki była....o matko.
-Ktoś tu jest ciekawy... - Izzy zachichotała widząc moją reakcję
Ryan spojrzał na mnie z radością w oczach, po czym złapał mnie za rękę. Ciągnął mnie przez kolejne kondygnacje budynku, a moja ciekawość już się ze nie wylewała. Chłopak zatrzymał się przed  drzwiami i wepchnął mnie do środka. Na widok mojego prezentu zaniemówiłam, a to rzadko się zdarza.
________________________________________________________________________

No więc kochani, pierwszy rozdział za nami... Na kartce wydawał się 2 razy dłuższy. Ale chyba nie jest krótki?? Cieszę się ,że będę mogła wam podsuwać kąski mojej wyobraźni. Proszę was komentujcie. To naprawdę będzie mi pomagać i motywować do dalszego pisania :D
A.B

5 komentarzy:

  1. Jeju, wciągnęło mnie baardzo *_* Ciekawe jaki to prezent... Dodaj jak najszybciej dalszą część, czekam z niecierpliwością <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Boskie too *___*
    Szybko dodaaaj kolejny xd

    OdpowiedzUsuń
  3. dlkjsdijl. jest świetny,naprawdę nieziemsko piszesz! Informuj mnie o kolejnych rozdziałach na moim blogu http://why-lov.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapowiada sie baardzo fajnie :)

    OdpowiedzUsuń