wtorek, 21 maja 2013

2. DO NOT TELL

W naszym garażu (o którym prawdę powiedziawszy nie miałam bladego pojęcia...Ten budynek jest większy niż przypuszczałam), na samym środku stał kawasaki ninja ,  o którym marzyłam nie wiem od jak dawna, ale nie miałam odwagi go kupić. Myślę ,że czasu też brakowało..
-O.Ja.Cież.Pierdziele!- pisnęłam w zachwycie.                                        Ryan przypomniał mi o swojej obecności ,zaczerpując głęboko powietrze z moimi plecami. Właściwie to do końca nie wiem jaka relacja miedzy nami panuje.Czasami zachowuje się jak mój brat ( chociaż ja uważam ,że jeden w zupełności mi wystarczy. Desmond jest...ugghhh. Dobra nie psuj sobie chwili), czasem jak najlepszy przyjaciel, ale najczęściej i najlepiej wychodzi mu rola chłopaka.Tak, jest zdecydowanie dla mnie tym 3.Nigdy tak o sobie nie mówiliśmy, że jesteśmy w związku.
Po prostu to wiedzieliśmy.Gdyby mój tata wiedział chociaż połowę tych rzeczy, o których my rozmawiamy...boże chyba spaliłabym się ze wstydu. To ,że byliśmy razem wcale nie oznaczało oczywiście ,że nie spełniał się w dwóch pozostałych rolach. Był jednym z najważniejszych składników mojego życia, oprócz Izzy, Desmonda i mojego ojca.
-Jak ci się podoba? - zapytał oplatając ręce wokół mojej talii i przysuwając usta do ucha. 
Wynikiem tego był przyjemny dreszcz rozpływający się powoli w moim ciele.
-Jest...cudowny - szepnęłam. Zgrabnie wyswobodziłam się z jego objęć i stanęłam do niego przodem. - Dziękuję - złożyłam na jego ustach najsłodszy pocałunek jak tylko się dało.
-To była nagroda? - w odpowiedzi dostał tylko ciche mruknięcie, które miało oznaczać "tak" - W takim razie...nawet w połowie na nią nie zasłużyłem.
Wywróciłam oczami i oderwałam się od niego. Pewnie teraz rzygacie tęczą nieprawdaż?Ale człowiek po całym dniu może zaserwować sobie chwilę rozkoszy.                               
Powolnym i powłóczystym krokiem podeszłam do maszyny uważnie oglądając każdy jego milimetr kwadratowy.Miałam ochotę wskoczyć na motor, wypaść z pomieszczenie i pojechać tak daleko na ile starczy mi paliwa.                                                                                                                                                                                                                                           W jednym momencie silne ręce oplotły mnie w tali odciągając mnie od prezentu ,które przeniosły mnie kilka metrów dalej ,opierając o ścianę..
-Ryan wiesz, że przez ciebie będę miała niedosyt? - zapytałam udając obrażony ton. Chłopak wpił się w moje wargi z nieskrywaną chciwością
-To ja miałem niedosyt. Masz pojęcie jak seksownie wyglądałaś przy tym motorze? - uwierzcie albo nie ,ale zaczęłam wtedy chichotać jak hiena i na pewno moja twarz przybrała kolor dojrzałego pomidora. Odepchnęłam go lekko, na co on obrzucił mnie uważnym spojrzeniem.
-Koniec tej dobroci - mruknęłam cicho ,otrzepując się z kurzu i drobinek tynku.
-Czemu? - on i jego głupie pytania...
-Bo jestem jubilatką geniuszu, i tak sobie życzę..
-Bardzo śmieszne. - warknął naciągając na głowę kaptur. Podeszłam do niego, natychmiast odsłaniając jego głowę.
-Nie lubię cie kiedy nosisz kaptur.. - burknęłam podchodząc do drzwi.
-A kiedy mnie lubisz? - on to zawsze coś przekręci. Taka uroda tego wieku. Przynajmniej nie ma 15 lat (bez urazy) bo wtedy nie dało by się wytrzymać z nim i jego buchającymi hormonami.
-Znalazłoby się parę takich sytuacji. - przekręciłam powoli gałkę drzwi.
-Powiedz. - szepnął podchodząc do drzwi.
-Nie.. - jednym ruchem zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem i zachichotałam złowieszczo. Jak ja lubię przejmować kontrolę nad sytuacją.
Popędziłam na górę, dostając po drodze niezłej zadyszki gdyż schody w fabryce nie dość ,że był wybrakowane to jeszcze cholerycznie strome. W salonie Izzy siedziała dosłownie 50 cm przed telewizorem a gały prawie wyskoczyły jej z orbit. W dłoni trzymała pilot.
-Mamy kłopoty. - powiedziała wskazując na szybko przesuwające się napisy.
         
     "WYSADZONO SKARBIEC W BANKU. PIENIĘDZY NIE ODZYSKANO"

-Przecież to nie my! - wrzasnęłam kopiąc w nogę stolika. Mebel wywrócił się ,zrzucając z siebie wszystkie szpargały. W tym momencie na górę wbiegł Ryan. 
-Szyb...Co się stało? - zapytał ,kiedy zobaczył nasze miny.
-Nie wiadomo - mruknęłam , patrząc na niego - i to jest najgorsze.
-Albo to my, tylko nie jesteśmy wtajemniczeni..albo.. -Izzy przełknęła głośno ślinę - now..
-Nie mów - przerwałam jej wyciągając ze spodni Blackberry.

TO: DESMOND
KIEDY WRÓCISZ DO DOMU ,PRZYJDŹ DO MNIE. MUSIMY POROZMAWIAĆ. 

Wystukałam sms do brata i mruknęłam.
-Niedługo wszystko się wyjaśni.

KILKA GODZIN PÓŹNIEJ
MÓJ POKÓJ

Odbijałam ze wściekłością od ściany jedyną kauczukową piłkę, jaką udało mi się znaleźć. Zawsze to robię, kiedy jestem wytrącona z równowagi. Jeżeli potwierdzi się to o czym mówiła Izzy...NIE! To nie jest możliwe. W tym zawodzie przede wszystkim potrzebne jest zaufanie.
-Alex. - Desmond wszedł niepostrzeżenie do mojego pokoju. Nie usłyszałam nawet trzasku niemiłosiernie skrzypiących drzwi. Jak on to robił? - Co się dzieje? Pisałem ci do cholery ,żebyś do mnie nie dzwoniła.
-Poprawka.- mruknęłam oblizując usta. - napisałeś ,żebym nie dzwoniła. Skoro tak to wysłałam ci sms'a. Czy w jesteście w to zamieszani?
-Kto? - mój brat czasami jest tak niekumaty. Czasami dziwię się ,że jesteśmy spokrewnieni.
-Nie wiem. - odparłam ze zdenerwowaniem - Tata, ty, Kendall..ktokolwiek. Odpowiedz mi. Czy to wy jesteście zamieszani w sprawę ze skarbcem?
Chłopak stał głucho patrząc w moje oczy z wepchniętymi w kieszenie rękami. Najpierw zaczął kręcić głową, a później powiedział krótko to czego tak bałam się usłyszeć.
-Nie..
-No to kurwa pięknie - burknęłam trąc zdrętwiały kark. - Nie ma co...

__________________________________________________________________________________

No moi drodzy...zaczyna się. Przepraszam za krótkie rozdziały ,ale akcja się dopiero rozwija. I co spodziewaliście się takiego prezentu??

A.B
 

sobota, 18 maja 2013

1. THIS IS MY FAULT

 Siedzenie na ławce w parku, było nie tyle nużące co wkurwiające. Mój brat miał przyjść po mnie dobre kilkadziesiąt minut temu, jednak tego nie zrobił. Mógłby chociaż wystał pieprzonego sms'a. A on nic. Zazwyczaj to on się na mnie darł, kiedy nie wysłałam wiadomości. To jest niby sprawiedliwe tak? On może a ja nie? Przecież jest starszy tylko cholerne 1,5 roku!

FROM: Desmond  
Wracaj do domu. Spotkanie mi się przedłuża. Nie dzwoń,

Pewnie ,nie dzwoń. Łatwo mu mówić. Jak ja nie cierpię kiedy on pisze takie monosylabiczne smsy. Wstając z mojego dotychczasowego miejsca posiedzenia, zapięłam pod szyję moją skórzaną kurtkę i wcisnęłam ręce do kieszeni. Wymijałam kolejnych ludzi, zaciskając zęby. Wszystkim się kurwa śpieszy. Dwie osoby przykuły na tyle moją uwagę, że aż się zatrzymałam. Matka trzymająca swoją córkę na rękach prowadziła wózek z uśmiechem na ustach. To tak bardzo jest podobna do mojej mamy. Zginęła dokładnie tego dnia, tej samej godziny i w tym samym miejscu. Gdybym teraz dostała tych ludzi...nie wiem co bym im zrobiła. Pewnie nic zważywszy na to ,że jestem tylko słabiutką dziewczyną. Te skurwiele zastrzeliły ją w dzień moich urodzin, na moich oczach. Obraz tego zdarzenia będzie mnie prześladował do końca życia i o jeden dzień dłużej. Głęboka szrama ,pomiędzy wieloma płytszymi. Od tamtego czasu nic nie było takie samo. Obróciłam się przodem do jezdni. Przeszłam przez nią na pałę, pozostawiając po sobie jedynie głośne krzyki cholernie wkurzonych kierowców. Wcisnęłam na nos swoje Ray Bany i skręciłam w prawo. W czasie drogi powrotnej do domu towarzyszyło mi jedynie denerwujące uczucie. Rozdrapywanie ran jest głupie, ale to moja wina.

*Pół godziny później*

Doszłam wreszcie do starej fabryki, która od długiego czasu robiła za mój dom. Stał przed nim samochód, którego nie byłam w stanie rozpoznać. Żółty chevrolet camaro. Weszłam cicho do budynku i ruszyłam w kierunku salonu. rzucając po drodze na wieszak czarną kurtkę i ściągając z nóg skórzane Adidasy. Weszłam cicho do kuchni, a to kogo zobaczyłam wywołało we mnie mieszane uczucia. W szczególności rozczarowanie. Przy blacie stała Izzy dopijając ostatnie łyki coli. Puszkę rzuciła celnie do kosza, poprawiając  przy okazji przykrótką, jak dla mnie, koszulkę.
-Hey- uśmiechnęła się po chwili - co tam?
-Nic ciekawego - powiedziałam rozwalając się na kanapie. -Des znowu wystawił mnie do wiatru.
-Zrozum - Izzy zachowywała się jakby była moją siostrą, ale nie nie była. Jest moją najlepszą przyjaciółką. Jedyną przyjaciółką.
-Co zrozum? On...ostatnio ma mnie ciągle w dupie. Udaje się tylko na te swoje spotkania, a o wszystkim i wszystkich  zapomina. To jest normalne? - jęknęłam.
-Oczywiście, że nie. - zaczesała dłonią włosy - ale patrz na to z drugiej strony: wy nie jesteście normalni...
-Ha Ha Ha. No naprawdę bardzo śmieszne. Skończmy tą rozmowę- poprawiłam się na sofie. - Z innej beczki: co to za samochód przed fabryką?
-Co? - Izzy skierowała się w stronę okna - Nie wiem...od kiedy tu stoi?
-Dopiero przyszłam więc nie wiem. - Gdzieś w głębi domu rozległo się trzaśnięcie drzwi. Chwilę później ze schodów zeskoczył Ryan z uśmiechem typu Joker. Kiedy zauważył nasze niespokojne miny mruknął
-Co się stało? - naprawdę lubię Ryana ale jego bezustanny uśmiech w pewnych sytuacjach jest naprawdę irytujący.
-Nic - odparła Izzy - tylko jakiś samochód stoi przed fabryką.
Chłopak najpierw zaczął chichotać, a dopiero później przeszło to w śmiech.
-TO jest prezent dal Alex - wychrypiał kiedy wreszcie się uspokoił.
-Nie no a ty znowu o tym..
-Przepraszam cię bardzo - obruszył się - 19 lat obchodzi się tylko raz.
-Tak jak każde urodziny - wiedziałam ,że Ryan się ze mną droczy. Kiedy przychodził TEN czas w roku
on po prostu to robił. To taki rytuał. Prawdę mówiąc nigdy nie lubiłam jakby to ładnie ująć: rocznicy swoich narodzin. Nie z tego powodu ,że się starzeję, co właściwie mi nie przeszkadza. Dokładnie 16 lat temu moja mama umarła...ale o tym już wspominałam. I tylko o tym przypominały mi moje urodziny. - Mam ci przypomnieć, jakie wyrzuty mi robiłeś w twoje ostatnie urodziny??
Chłopak wywrócił oczami i westchnął teatralnie. Uśmiechnęłam się do niego podpierając podbródek.
-Żartowałem - dodał pokrótce -to mój nowy samochód. Dla ciebie mam coś innego... - odsłonił rząd równiutkich i białych zębów. Chłopak miał bzika na punkcie swojego wyglądu, co szczerze mówiąc wyszło mu na dobre.
-Chryste nie żartuj sobie ze mnie-powiedziałam przygryzając wargę. Sama świadomość niespodzianki była....o matko.
-Ktoś tu jest ciekawy... - Izzy zachichotała widząc moją reakcję
Ryan spojrzał na mnie z radością w oczach, po czym złapał mnie za rękę. Ciągnął mnie przez kolejne kondygnacje budynku, a moja ciekawość już się ze nie wylewała. Chłopak zatrzymał się przed  drzwiami i wepchnął mnie do środka. Na widok mojego prezentu zaniemówiłam, a to rzadko się zdarza.
________________________________________________________________________

No więc kochani, pierwszy rozdział za nami... Na kartce wydawał się 2 razy dłuższy. Ale chyba nie jest krótki?? Cieszę się ,że będę mogła wam podsuwać kąski mojej wyobraźni. Proszę was komentujcie. To naprawdę będzie mi pomagać i motywować do dalszego pisania :D
A.B

WPROWADZENIE

Kochani moi!

Utworzyłam tego bloga za namową przyjaciółek....za co im serdecznie dziękuję.
Żeby nie owijać:
-ten blog nie jest tłumaczeniem żadnego z fanfiction, jest to mój oryginalny pomysł (jak oryginalny, to już pozostaje kwestią dyskusyjną)
-po prawej umieściłam bohaterów (trochę ich , więc myślę ,że lepiej jest ich mieć cały czas na widoku)
-nasz kochany JUSTIN BIEBER nie jest w tej historii sławny, a żadne z jego zachowań nie odzwierciedla prawdziwego
- Jestem pełna zapału i na razie nie wiem ile to opowiadanie będzie sobie liczyło rozdziałów...

Mam nadzieję ,że to całe moje pseudo pisanie przypadnie wam do gustu : D


                                                                                                                       Alex Bloom